- Czy ty myślisz, że wyżywienie tych głodnych pysków jest proste?!- warknęła na mnie.
- Wiem, że nie jest, ale nie udało mi się...- tłumaczyłam się.
- Akurat! Na pewno leżysz tam i nic nie robisz, kiedy stado narzeka mi nad głową, że jest głodne! Moja praprapraprapraprapraprapraprapra babcia Zira miała syna- Kovu. Zdradził stado, ale codziennie przynosił im tyle jedzenia, że umierali! Ale nie z głodu, a z przejedzenia! Nie możesz być jak on!? Stado zdycha, a ty się bawisz! Nie było cię chyba z dwie godziny, a nawet marnego kawałka mięsa nie przyniosłaś!
- Przepraszam...- zakrywałam łapami głowę i upadłam na ziemię.
- Cicho! Kovu nigdy by tak nie postąpił!!! Nigdy! Słyszysz mnie!?
- Zakochałaś się w tym Kovu czy co!- zerwałam się na równe łapy. Tym razem przesadziła.
- Jak śmiesz!- wrzasnęła. W tym momencie wokół nas zebrało się całe stado, a ona uderzyła mnie łapą w pysk. Odleciałam na kilka metrów. Zerknęłam na mojego narzeczonego- Duni'ego. Wogule go nie kochałam, ale Huruma kazała mi za niego wyjść.- Zabić ją!- krzyknęła po chwili milczenia Villain.
Stado rzuciło się na mnie z pazurami. Z początku próbowałam się bronić, ale kiedy zobaczyłam moją byłą najlepszą przyjaciółkę- Uhaini załamałam się. Przestałam walczyć, ale za to krzyczałam wniebogłosy. Stado niemiłosiernie rozdzierało mi skórę. Duni złapał mnie za kark, a Jami próbował wgryźć mi się w gardło, ale usłyszeliśmy donośny ryk. Zobaczyłam kremowego lwa o czarnej grzywie. Stado rzuciło się na niego. Próbowałam uciec, ale kiedy Villain to zobaczyła skoczyła na mnie i zaczęła wbijać pazury w mój grzbiet. Zamykałam oczy, kiedy znowu słychać było ryk. Na przeciwko mnie stał czarny lew z kremową grzywą. Villain zuciła się na niego dając mi spokój. Ciekawe jakie mają oczy... Niestety nie mogę ich zobaczyć bo mają mocno zaciśnięte powieki. Odwróciłam łeb w stronę kremowego lwa. Stado opadło z sił. Położyli się na ziemi oczekując najgorszego. Lew otworzył oczy. Czerwone niczym ogień.
rozglądał się z zaniepokojeniem za mną. Kiedy kurz zasłaniający mnie opadł podbiegł do mnie. Ja znowu spojrzałam na czarnego. Villain położyła się tak jak stado. Wstałam pośpiesznie. W końcu oni mogą chcieć mnie zabić! Biegłam w stronę Lwiej Ziemi. Zimny pot spływał po moim futrze, gdzie nie gdzie miałam posklejaną krwią sierść. Kiedy dotarłam do mojego celu- obszernej jaskini spojrzałam za siebie. Te dwa lwy, które uratowały mi życie biegły za mną cały czasz takimi wkurzającymi uśmieszkami! Ale zaraz, zaraz... Czy ja w ogóle kiedy kol wiek takie widziałam?
- Jak macie na imię? Bo ja jestem Wema- udawałam w ogóle nie zainteresowaną, ale na prawdę ciekawość zżerała mnie od środka.
- Ja jestem Sukari.- odpowiedział kremowy.
- A ja Chumvi.- dopowiedział czarny.- Jesteśmy rodzeństwem.-wyjaśnił po chwili.
- Aha.- odpowiedziałam krótko.
- Mamy jeszcze trzy siostry.- rzucił bez zainteresowania Sukari.
- Właśnie.- przytaknął Chumvi.- Tylko, że my ich nie znamy.- Lew zwiesił głowę.
- Nasza matka urodziła pięć lwiątek. Mnie, Chumvi'ego i trzy lwiczki. Byliśmy najsłabsi z miotu. Dlatego matka nas porzuciła.- Sukari mówił o tym jakby opowiadał jakąś zmyśloną bajkę, a Chumvi z każdym słowem brata wbijał coraz bardziej wzrok w ziemię.
- Nie nazwałbym tego porzuceniem, a- czarny energicznie podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Dla mnie ta chwila mogłaby się nie kończyć. Jego błękitne oczy wyglądały jak najczystszy ocean, w którym mogłabym utonąć. Ale chwila moment. Wema żadnych uczuć!- próbą zabicia.
- Właśnie.- wtrącił kremowy, kiedy zobaczył mnie i Chumvi'ego.- To chciałem powiedzieć.- zadowolony wypiął pierś jak na niego spojrzałam. Czarny wciąż się we mnie wpatrywał dlatego dostał mocnego kuksańca w bok od brata. Od razu się rozbudził.- Wrzuciła nas do wodopoju, byśmy się utopili. Jednak kiedy zatapialiśmy się w wodzie przechodziła pewna lwica. Gdy nas zobaczyła wyłowiła nas z wodopoju i zamieszkaliśmy na Gwiezdnej Ziemi. Jak byliśmy nastolatkami rozpętała się tam wojna z Księżycową Ziemią i ona zginęła podczas jednej z licznych bitew. Odeszliśmy i od tamtej pory wędrujemy gdzie popadnie.- lew zakończył opowieść. Co dziwne wciągnęłam się w nią.
- Jak miała na imię ta lwica?- zadałam pytanie zupełnie tego nie świadoma. Wema nie wtrącaj się w ich życie! Twoje zasady przy nich parują! Jakim cudem?!
- Farasi.- odpowiedział Chumvi. Coś mi to imię coś mówi... Ale co?
- Aha.- odpowiedziałam znowu obojętnie. Juhu!- Muszę tu zostać.
- Chyba jesteś ze Złej Ziemi tak? A z tego co wiem Lwia Ziemia, na której aktualnie przebywamy i Zła Ziemia to nie są najlepsi przyjaciele. A z tego co wiem ja wiem wszystko.- Sukari wypiął dumnie pierś. Ale mnie to wkurza!
- Tak, to prawda, ale w tym miejscu jestem bezpieczna.- zapewniłam.- Król tej ziemi-Kalamu pozwolił mi tu mieszkać kiedy tylko chce.- uśmiechnęłam się pogardliwie.- Możecie już mnie zostawić.
- Skąd!- krzyknął Sukari.
- Te lwice pewnie się gdzieś w pobliżu czają.- Chumvi rozejrzał się teatralnie.
- Aha.- odpowiedziałam. Nie wieże, że sobie nie pójdą!- Jeśli bardzo chcecie.
Lwy przytaknęły energicznie i wskoczyły jednym susem do jaskini. Przekręciłam oczami i położyłam się jak najdalej od nich. Nim się obejrzałam już spali. Z resztą ja też.
***
Witam! Prolog w końcu za mną. Założyłam tego bloga, ale nie wiem czy na pewno będę go prowadzić. Jeśli nie to go usunę. Mam nadzieję, że się wam podoba.

Ładnie napisany prolog:)Zapowiada się bardzo ciekawie:*
OdpowiedzUsuń