Otworzyłam oczy. Poranne promienie słońca oślepiły mnie. Niebo miało jasno-fioletowy kolor, a wielka, złocista kula wznosiła się ku niebu. Rozejrzałam się po jaskini. W ciemnym kącie zobaczyłam kremową sierść i czerwone oczy wpatrujące się we mnie. Wzdrygnęłam się ze strachu. Nie. To tylko Sukari. Na szczęście. Podbiegłam do niego i rozejrzałam się ponownie. Gdzie może być Chumvi?
- Wiesz może gdzie jest Chumvi?- zadałam pytanie wciąż się rozglądając.
- Poszedł na polowanie. Za chwilę wrócę.- lew wstał i potruchtał do wyjścia z jaskini- Idę go poszukać. Zostań tu.
-Aha. Dobrze.- odpowiedziałam zamyślona.
Kremowy wyszedł z jaskini, a ja położyłam się z teatralnym uśmiechem. Kiedy czarny pędzelek jego ogona znikł na horyzoncie wstałam i potruchtałam za nim. Przeszliśmy obok wielu wiekowego baobabu szamana Lwiej Ziemi- Daktari'ego. Czołgałam się dalej za Sukari'm. Zobaczyłam stado zebr. Oblizałam się po pysku i potruchtałam do śniadania. Wypatrzyłam starą sztukę. Przyczaiłam się w trawie. Jej czarne oczy zaciekawiły się tajemniczym blaskiem moich tak samo czarnych ślepi. Inna trochę bardziej tłusta podeszła ostrożnie i inną stronę. Napięłam wszystkie mięśnie do skoku, ale kiedy w trawie zabłysł błękit czyiś oczu prześlizgnęłam się w tamtą stronę i skoczyłam na towarzysza. Moim oczom ukazała się jasno bordowa lwica z ( jak już wcześniej wspomniałam) błękitnymi oczami, a brzuchem, pyskiem, łapami, obrączkami naokoło oczu i środkiem uszu jasno szarymi. Zdziwiona wypuściłam ją z pod siebie i przyjęłam pozycję bojową. Tak samo postąpiła rywalka. Chwilę warczałyśmy na siebie, aż w końcu lwica dopuściła się ryku i wszystkie zebry uciekły w popłochu. Super! Znowu straciłam jedzenie!
- Huruma!-krzyknęłam zdziwiona. Pamiętacie ją? To moja przybrana matka Huruma.
- Ooo... Czy to nie przypadkiem Wema?-zapytała z przekąsem spoglądając na księżyc na moim barku.
- Grrr.-warknęłam- Nawet jak już to nie Twoja sprawa!
- Przestań na mnie krzyczeć.- lwica zrobiła minę zbitego psa.- Co ty w ogóle tu robisz? Całkiem sama?
- Nie Twój interes!- nagle przede mnie wskoczył Chumvi i Sukari.
- Zostaw ją!- warknął czarny.
- Ja... Już zmykam!- Huruma biegła, aż się za nią kurzyło! Szacunek Chumvi!
Byłam zupełnie zadowolona i w podskokach zbliżałam się do naszej jaskini. Niechcący zobaczyłam jak Chumvi patrzy lodowatym spojrzeniem na swojego brata, a on przykucnął. Jednak lew po chwili wstał i obaj przeszyli mnie spojrzeniem. Zatrzymałam się, odwróciłam w ich stronę i spuściłam łeb kładąc po sobie uszy. Chumvi wskazał łapą w stronę jaskini. Pobiegłam do środka mojego
,, więzienia''. Lew odprowadził mnie wzrokiem. Wściekła położyłam się na szarym końcu jaskini i schowałam głowę w łapach. Co on do jasnej cholery do mnie ma! Troszczy się o mnie jak bym była figurką porcelanową, która była już niezliczoną ilość razy potłuczona i trzymała się kupy dzięki grubej ilości kleju! Karze mi siedzieć w jaskini, kiedy sam biega i naraża życie na polowaniu na elandy, bawoły, zebry, gnu, oryksy i inne roślinożerne móżdżki z orzechów!
Narrator:
Chumvi usiadł na przeciwko brata. Patrzył na niego z zawodem, a jednocześnie zafascynowaniem. Sukari wbił wzrok w ziemię i dyszał ciężko. Było już popołudnie i zwierzęta zaczęły schodzić się w około braci i skubali bujną, zieloną trawę. Czarny rozejrzał się. Warknął cicho i kiwnął głową w stronę granicy między Lwią, a Brylantową Ziemią. Tam było bezpiecznie, ale dlatego, że na tą granicę zwierzyna nie zapuszcza, a jak mawiają wszyscy rodzice chcący obronić swoje lwiątka przed porwaniami, które od rządów króla Mhusika zdarzają się w tamtym miejscu dość często
,,Chodzą tam tylko głupie, ale i odważne lwy''. To zniechęcało nawet dorosłych, ale ten kremowogrzywy lew miał poważną sprawę do obgadania ze swoim bratem, o której nikt nie może się dowiedzieć i to za żadne skarby. Sukari ruszył za bratem dalej ze spuszczoną głową. Usiedli tak samo jak przedtem.
- Dziś zawiodłem się na tobie.- czarny mówił głębokim głosem potrafiącym zdołować nawet niczego niewinnego lwa.
- Wiem. Ja po prostu chciałem być odważny, ale zachowałem się jak głupie i nieodpowiedzialne lwiątko, które dowiedziało się o czymś czego nie może i naraziło siebie, a co gorsza-lew westchnął ciężko i nie chciał dokończyć, ale po wzroku brata zrozumiał, że musi- naraziłem Weme.
- Właśnie. Nie wiem jak mogłeś być tak głupi, ale całe szczęście, że zobaczyłeś te uciekające zebry i zacząłeś mnie szukać. U lwów jak i u lwic zwykłe przekąsy potrafią doprowadzić do walki na śmierć i życie. Tym razem udało nam się jej zapobiec, ale co jakby się nie powiodło? Tym bardziej, że...-Chumvi rozejrzał się w około dokładnie i szepnął coś Sukari'emu do ucha- Teraz już rozumiesz?-lew przechylił głowę, a Sukari skinął nią na ,,tak'' i otworzył pysk ze zdziwienia.
- Rozumiem.- przytaknął jeszcze raz lew.
Bracia ramię w ramię wrócili do jaskini.
Wema:
Czekałam na nich już trochę czasu i szczerze mówiąc zaczęłam się niepokoić. W końcu zobaczyłam ich! Wstałam i podbiegłam do nich. Zdziwili się widząc mnie taką szczęśliwą. Wtuliłam się w grzywy oby dwóch lwów.
- Mogę iść ma polanę wieczorem?-zapytałam pełna entuzjazmu. Najwyraźniej nie spodobało im się to bo pokręcili przecząco głowami.- Ale czemu!?
- Temu, że dzisiaj już spotkałaś nie najlepszą przyjaciółkę ze Złej Ziemi z tego co wywnioskowaliśmy, a my chcemy cię chronić!- Sukari'emu nie spodobało się najwyraźniej to, że podniosłam głos bo zrobił to samo. Cóż. Rozumiem go. Też bym krzyczała gdyby on krzyczał na mnie- Dlatego z tobą zostaliśmy! Poza tym musisz iść z nami do króla Lwiej Ziemi i prosić go o zgodę na nasze zamieszkanie tu! Twoje też! Bo z tego co nam powiedziałaś to król pozwolił ci mieszkać w tej jaskini tylko na chwilę, a nie całe życie!
- Sukari!-warknął czarny- Nie krzycz. Słuchaj, Wema my chcemy dla ciebie jak najlepiej. Gdybyśmy cię puścili sam na sam z sawanną mogła by ci się stać krzywda.
Zrobiłam oburzoną minę, ale po chwili zrozumiałam, że nie chcą żeby mi się stała krzywda. Czemu dorośli widzą wszystko w czarnych barwach! W zasadzie ja też jestem dorosła, ale ja bym sobie pozwoliła!
- Idziemy do Kalamu czy nie?- palnęłam lekko Sukari'ego łapą w bark- Berek!- krzyknęłam i zaczęłam uciekać.
Ganialiśmy się we trójkę dość długo bo nasza jaskinia znajduje się prawie na granicy między Lwią, a Wspaniałą Ziemią, a Lwia Skała na końcu Lwiej Ziemi. Znajdowaliśmy się pod Lwią Skałą, a cała pewność siebie ze mnie wyparowała. Przełknęłam głośno kulę, która powstała w moim gardle, kiedy usłyszałam i zobaczyłam warczącą na nas królową- Elezo. Z chłopakami wskoczyliśmy kilkoma potężnymi susami na przeciwko żelaznego wyrazu pyska Elezo. Królowa warknęła w stronę trzech lwów, które akurat rozmawiały przed wejściem do Głównej Jaskini dając im wyraźnie do zrozumienia, że mają nas pilnować. Ci po połowie sekundy byli przy nas i trzymali nas za karki. Każdy, najmniejszy ruch sprawiał mi ogromny ból, a co zauważyłam po wyrazach pysków moich towarzyszy oni też cierpieli. Biała Elezo wyszła z Królewskiej Groty, a za nią człapał jej bordowy mąż, a jednocześnie i król Lwiej Ziemi Kalamu. Był wyraźnie zamyślony i nawet szturchania żony nie wybudziły go z zamyślenia. Dopiero kiedy podniósł wzrok, który od razu wbił w mój pysk rozbudził się nieco.
- To ty!-warknął groźnie- Puścić ich!- rozkazał trzem lwom, które narzekając pod nosem zeskoczyli z Lwiej Skały nad wodopój.
- Czyli kto?- zadałam pytanie masując się po karku. Mimo, że mnie puścili nadal czułam piekący ból w tym miejscu.
- Ha! Jak to kto? Lwica, która od tygodnia spędza mi sen z powiek!- krzyknął groźnie na co ja uśmiechnęłam się sztucznie.
- Co ja ci zrobiłam?- po chwili jednak spoważniałam.
- Polujesz na mojej ziemi! Zwierzyna się skarży, że Złoziemki polują na nie na co zawsze muszę reagować! Zapomniałaś już ty i ta twoja marna ziemia, że tu na mojej wielkiej i wspaniałej ziemi polują tylko i wyłącznie Lwioziemcy!!!?
- Tak się składa, że nie marny królu! Phi! Co to za król, który nie pozwala głodującym jak ja i ta twoim zdaniem marna ziemia na jedną, może dwie antylopy, zebry, gazele, elandy czy jakie tak jeszcze są te twoje cholernie zwierzynki tygodniowo!?- wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Jedynie Kalamu warczał groźnie.
- Jeszcze raz!- ryknął i przygniótł mnie do ziemi tym jego tłustym ciesielskim- Twoja łapa czy może nawet pazur postanie na Lwiej Ziemi to nie będę tak łaskawy! Dziś kończy się na wygnaniu, a następnym razem skażę cię na śmierć z moich łap! Będziesz konała zalana łzami i prosząca o wybaczenie i oszczędzenie cię,a ja będę cię zabijał i męczył śmiejąc się bez przerwy z takim uśmiechem jakiego najbardziej nienawidzisz.- lew wypuścił mnie, a ja stałam przygotowana do biegu. Chumvi i Sukari nie wiedzieli o co mi chodzi, ale zrobili to samo. Uśmiechnęłam się w stronę Kalamu i splunęłam mu pod łapy. - Zabić ją!!!- wrzasnął, a ja i lwy rzuciliśmy się w wir ucieczki. Stado Kalamu goniło nas, a on na samym czele.
Biegliśmy i płoszyliśmy wszystkie ptaki. Wkrótce zwierzyna łowna też zaczęła uciekać. Tym razem pożałowałam mojej głupoty. Gdzie my się teraz podziejemy? Muślałam biegnąc na oślep. Przypomniało mi się o jednym miejscu, w które zapuszczają się tylko dzielne, a co najważniejsze bezmózgie lwy, które chcą popełnić samobójstwo, ale ja nie chciałam. Wiedziałam jaką wspaniałą i urodzajną ziemię napotkam z moimi towarzyszami, kiedy przebiegniemy te tereny, ale te tereny noszą nazwę... Pustynia! Teraz będziemy musieli ją tylko pejść. Ja, Chumvi i Sukari byliśmy już wykończeni tym biegiem, ale pustynia była już blisko. Napięłam mięśnie co sprawiło, że biegłam trochę szybciej. Sukari, który miał najsłabszą kondycję z naszej trójki powoli był zdobywany przez zachłannych Lwioziemców, ale ja uratuje mu życie. Odwróciłam się w stronę Lwioziemców. Wbiegłam w nich, a oni na rozkaz swojego naprawdę niespecjalnie mądrego władcy zwrócili uwagę na mnie. Kiedy Sukari był już daleko wybiegłam z wiru Lwioziemców. Szybko wyrównałam się z braćmi, ale mi to nie wystarczyło. Wybiegłam przed nich jednocześnie wbiegając kilka metrów za granicę tego niebezpiecznego terenu. Kremowy i czarny wpatrywali się we mnie jak w idiotkę, ale po chwili byli już u mego boku, a lwy z Lwiej Ziemi wrócili narzekając coś po nosami na swój skalny dom.
- Po co my tu?- zapytał Chumvi.
- Po to by dotrzeć do ziemi, na której rządzi moja bliska znajoma Karibu. To niedaleko.- zapewniłam pewna siebie.
- Na pewno?- zadał pytanie Chumvi.
- Jasne.- potwierdziłam zmierzając truchtem przed siebie.
- No nie wiem. Bo wiesz. Tak sobie patrzę za nas, a tu widzę Lwią Ziemię, na której mieszkają lwy, które przed minutą chciały nas zabić. No to patrzę przed nas, a tu oczywiście piasek, piasek i jeszcze raz ten cholerny piasek! To jak optymista patrzę w prawo,a tam też piasek no to lewo: piasek! Naprawdę wciąż uważasz, że to niedaleko?!- krzyczał Sukari.
- Słuchaj mnie teraz-warknęłam- jesteśmy na pustyni by iść na Niebieską Ziemię bo tak nazywa się miejsce, w które zmierzamy. Wiem jest dużo piasku i też go nie lubię, ale zaciskam zęby i mówię sobie w myślach, że mam iść dalej, a nie narzekać bo wiele lwów ma gorzej ode mnie, a kiedy obmyślę plan, aby pójść na jedną z niewielu ziem, które jeszcze się na mnie nie obraziły i nie chcą ukatrupić Bóg wie z jakiego powodu ty narzekasz bo nie chcesz się trochę pomęczyć tak?!- kiedy poczułam, że po moich policzkach ściekła łza odwróciłam się od lwów i uciekłam przed siebie, ale nie biegłam z całych sił. Wiedziałam, że by mnie nie dogonili, a szczerze tego chciałam.
- Zadowolony?!- warknął Chumvi i pobiegł za mną.
Zobaczyłam, że Sukari coś tak powiedział, ale nie słyszałam już co. Kopnął mały kamyczek po czym truchtem podążał za mną i czarnym. Moje policzki były całe mokre od łez. Sama nie wiem z jakiego powodu płaczę, ale wiem, że jest mi naprawdę smutno. Rzuciłam się na piasek ocierając policzki łapami. Kiedy Chumvi dobiegł do mnie położył mi łapę na grzbiecie i mówił jakieś tam słowa otuchy, ale piasek zatkał mi uszy i go nie słyszałam. Sukari dołączył do nas i we trójkę w milczeniu szliśmy przez pustynię.
Narrator:
W tym czasie na Złej Ziemi...
- Co?!-wrzasnęła Villain.
- Widziałam. Na własne oczy. Wema jest z tymi dwoma lwami i odchodzą na... Nie pamiętam jaką ziemię, ale wiem, że czeka ich długa i ciężka droga bo idą przez pustynię.- mówiła zadowolona z siebie Huruma.
- Brawo. Jednak potrafisz być przydatna.- Villain zeszła ze skałki i weszła do swojej termitiery- Teraz czeka nas ciężka praca...- szepnęła do siebie.
Wema:
Szliśmy kilka minut, a zdawało mi się, że nie przeszliśmy nic. I w rzeczywistości tak było. Oczywiście z cudzysłowu. Przeszliśmy metr, może dwa. Było już późno. Niebo zrobiło się czarne, a gwiazdy nie pojawiły się na niebie. Dziwne bo była już około 23;00. Położyliśmy się i przykryliśmy piaskiem. Zasnęliśmy wszyscy bardzo szybko.
Bardzo ciekawa historia :) Szkoda że nie wiedziałam o tym blogu wcześniej :) Mam nadzieję że prędko coś tu wstawisz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na nową notatkę
Wow więcej notek
OdpowiedzUsuń