sobota, 28 maja 2016

1# Narobiłam kłopotów...

Otworzyłam oczy. Poranne promienie słońca oślepiły mnie. Niebo miało jasno-fioletowy kolor, a wielka, złocista kula wznosiła się ku niebu. Rozejrzałam się po jaskini. W ciemnym kącie zobaczyłam kremową sierść i czerwone oczy wpatrujące się we mnie. Wzdrygnęłam się ze strachu. Nie. To tylko Sukari. Na szczęście. Podbiegłam do niego i rozejrzałam się ponownie. Gdzie może być Chumvi?
- Wiesz może gdzie jest Chumvi?- zadałam pytanie wciąż się rozglądając.
- Poszedł na polowanie. Za chwilę wrócę.- lew wstał i potruchtał do wyjścia z jaskini- Idę go poszukać. Zostań tu.
-Aha. Dobrze.- odpowiedziałam zamyślona.

Kremowy wyszedł z jaskini, a ja położyłam się z teatralnym uśmiechem. Kiedy czarny pędzelek jego ogona znikł na horyzoncie wstałam i potruchtałam za nim. Przeszliśmy obok wielu wiekowego baobabu szamana Lwiej Ziemi- Daktari'ego. Czołgałam się dalej za Sukari'm. Zobaczyłam stado zebr. Oblizałam się po pysku i potruchtałam do śniadania. Wypatrzyłam starą sztukę. Przyczaiłam się w trawie. Jej czarne oczy zaciekawiły się tajemniczym blaskiem moich tak samo czarnych ślepi. Inna trochę bardziej tłusta podeszła ostrożnie i inną stronę. Napięłam wszystkie mięśnie do skoku, ale kiedy w trawie zabłysł błękit czyiś oczu prześlizgnęłam się w tamtą stronę i skoczyłam na towarzysza. Moim oczom ukazała się jasno bordowa lwica z ( jak już wcześniej wspomniałam) błękitnymi oczami, a brzuchem, pyskiem, łapami, obrączkami naokoło oczu i środkiem uszu jasno szarymi. Zdziwiona wypuściłam ją z pod siebie i przyjęłam pozycję bojową. Tak samo postąpiła rywalka. Chwilę warczałyśmy na siebie, aż w końcu lwica dopuściła się ryku i wszystkie zebry uciekły w popłochu. Super! Znowu straciłam jedzenie!
- Huruma!-krzyknęłam zdziwiona. Pamiętacie ją? To moja przybrana matka Huruma.
- Ooo... Czy to nie przypadkiem Wema?-zapytała z przekąsem spoglądając na księżyc na moim barku.
- Grrr.-warknęłam- Nawet jak już to nie Twoja sprawa!
- Przestań na mnie krzyczeć.- lwica zrobiła minę zbitego psa.- Co ty w ogóle tu robisz? Całkiem sama?
- Nie Twój interes!- nagle przede mnie wskoczył Chumvi i Sukari.
- Zostaw ją!- warknął czarny.
- Ja... Już zmykam!- Huruma biegła, aż się za nią kurzyło! Szacunek Chumvi!

Byłam zupełnie zadowolona i w podskokach zbliżałam się do naszej jaskini. Niechcący zobaczyłam jak Chumvi patrzy lodowatym spojrzeniem na swojego brata, a on przykucnął. Jednak lew po chwili wstał i obaj przeszyli mnie spojrzeniem. Zatrzymałam się, odwróciłam w ich stronę i spuściłam łeb kładąc po sobie uszy. Chumvi wskazał łapą w stronę jaskini. Pobiegłam do środka mojego
,, więzienia''. Lew odprowadził mnie wzrokiem. Wściekła położyłam się na szarym końcu jaskini i schowałam głowę w łapach. Co on do jasnej cholery do mnie ma! Troszczy się o mnie jak bym była  figurką porcelanową, która była już niezliczoną ilość razy potłuczona i trzymała się kupy dzięki grubej ilości kleju! Karze mi siedzieć w jaskini, kiedy sam biega i naraża życie na polowaniu na elandy, bawoły, zebry, gnu, oryksy i inne roślinożerne móżdżki z orzechów!

Narrator:

Chumvi usiadł na przeciwko brata. Patrzył na niego z zawodem, a jednocześnie zafascynowaniem. Sukari wbił wzrok w ziemię i dyszał ciężko. Było już popołudnie i zwierzęta zaczęły schodzić się w około braci i skubali bujną, zieloną trawę. Czarny rozejrzał się. Warknął cicho i kiwnął głową w stronę granicy między Lwią, a Brylantową Ziemią. Tam było bezpiecznie, ale dlatego, że na tą granicę zwierzyna nie zapuszcza, a jak mawiają wszyscy rodzice chcący obronić  swoje lwiątka przed porwaniami, które od rządów króla Mhusika zdarzają się w tamtym miejscu dość często
,,Chodzą tam tylko głupie, ale i odważne lwy''. To zniechęcało nawet dorosłych, ale ten kremowogrzywy lew miał poważną sprawę do obgadania ze swoim bratem, o której nikt nie może się dowiedzieć i to za żadne skarby. Sukari ruszył za bratem dalej ze spuszczoną głową. Usiedli tak samo jak przedtem.
- Dziś zawiodłem się na tobie.- czarny mówił głębokim głosem potrafiącym zdołować nawet niczego niewinnego lwa.
- Wiem. Ja po prostu chciałem być odważny, ale zachowałem się jak głupie i nieodpowiedzialne lwiątko, które dowiedziało się o czymś czego nie może i naraziło siebie, a co gorsza-lew westchnął ciężko i nie chciał dokończyć, ale po wzroku brata zrozumiał, że musi- naraziłem Weme.
- Właśnie. Nie wiem jak mogłeś być tak głupi, ale całe szczęście, że zobaczyłeś te uciekające zebry i zacząłeś mnie szukać. U lwów jak i u lwic zwykłe przekąsy potrafią doprowadzić do walki na śmierć i życie. Tym razem udało nam się jej zapobiec, ale co jakby się nie powiodło? Tym bardziej, że...-Chumvi rozejrzał się w około dokładnie i szepnął coś Sukari'emu do ucha- Teraz już rozumiesz?-lew przechylił głowę, a Sukari skinął nią na ,,tak'' i otworzył pysk ze zdziwienia.
- Rozumiem.- przytaknął jeszcze raz lew.

Bracia ramię w ramię wrócili do jaskini.

Wema:

Czekałam na nich już trochę czasu i szczerze mówiąc zaczęłam się niepokoić. W końcu zobaczyłam ich! Wstałam i podbiegłam do nich. Zdziwili się widząc mnie taką szczęśliwą. Wtuliłam się w grzywy oby dwóch lwów.
- Mogę iść ma polanę wieczorem?-zapytałam pełna entuzjazmu. Najwyraźniej nie spodobało im się to bo pokręcili przecząco głowami.- Ale czemu!?
- Temu, że dzisiaj już spotkałaś nie najlepszą przyjaciółkę ze Złej Ziemi z tego co wywnioskowaliśmy, a my chcemy cię chronić!- Sukari'emu nie spodobało się najwyraźniej to, że podniosłam głos bo zrobił to samo. Cóż. Rozumiem go. Też bym krzyczała gdyby on krzyczał na mnie- Dlatego z tobą zostaliśmy! Poza tym musisz iść z nami do króla Lwiej Ziemi i prosić go o zgodę na nasze zamieszkanie tu! Twoje też! Bo z tego co nam powiedziałaś to król pozwolił ci mieszkać w tej jaskini tylko na chwilę, a nie całe życie!
- Sukari!-warknął czarny- Nie krzycz. Słuchaj, Wema my chcemy dla ciebie jak najlepiej. Gdybyśmy cię puścili sam na sam z sawanną mogła by ci się stać krzywda.

Zrobiłam oburzoną minę, ale po chwili zrozumiałam, że nie chcą żeby mi się stała krzywda. Czemu dorośli widzą wszystko w czarnych barwach! W zasadzie ja też jestem dorosła, ale ja bym sobie pozwoliła!
- Idziemy do Kalamu czy nie?- palnęłam lekko Sukari'ego łapą w bark- Berek!- krzyknęłam i zaczęłam uciekać.

Ganialiśmy się we trójkę dość długo bo nasza jaskinia znajduje się prawie na granicy między Lwią, a Wspaniałą Ziemią, a Lwia Skała na końcu Lwiej Ziemi. Znajdowaliśmy się pod Lwią Skałą, a cała pewność siebie ze mnie wyparowała. Przełknęłam głośno kulę, która powstała w moim gardle, kiedy usłyszałam i zobaczyłam warczącą na nas królową- Elezo. Z chłopakami wskoczyliśmy kilkoma potężnymi susami na przeciwko żelaznego wyrazu pyska Elezo. Królowa warknęła w stronę trzech lwów, które akurat  rozmawiały przed wejściem do Głównej Jaskini dając im wyraźnie do zrozumienia, że mają nas pilnować. Ci po połowie sekundy byli przy nas i trzymali nas za karki. Każdy, najmniejszy ruch sprawiał mi ogromny ból, a co zauważyłam po wyrazach pysków moich towarzyszy oni też cierpieli. Biała Elezo wyszła z Królewskiej Groty, a za nią człapał jej bordowy mąż, a jednocześnie i król Lwiej Ziemi Kalamu. Był wyraźnie zamyślony i nawet szturchania żony nie wybudziły go z zamyślenia. Dopiero kiedy podniósł wzrok, który od razu wbił w mój pysk rozbudził się nieco.
- To ty!-warknął groźnie- Puścić ich!- rozkazał trzem lwom, które narzekając pod nosem zeskoczyli z Lwiej Skały nad wodopój.
- Czyli kto?- zadałam pytanie masując się po karku. Mimo, że mnie puścili nadal czułam piekący ból w tym miejscu.
- Ha! Jak to kto? Lwica, która od tygodnia spędza mi sen z powiek!- krzyknął groźnie na co ja uśmiechnęłam się sztucznie.
- Co ja ci zrobiłam?- po chwili jednak spoważniałam.
- Polujesz na mojej ziemi! Zwierzyna się skarży, że Złoziemki polują na nie na co zawsze muszę reagować! Zapomniałaś już ty i ta twoja marna ziemia, że tu na mojej wielkiej i wspaniałej ziemi polują tylko i wyłącznie Lwioziemcy!!!?
- Tak się składa, że nie marny królu! Phi! Co to za król, który nie pozwala głodującym jak  ja i ta twoim zdaniem marna ziemia na  jedną, może dwie antylopy, zebry, gazele, elandy czy jakie tak jeszcze są te twoje cholernie zwierzynki tygodniowo!?- wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Jedynie Kalamu warczał groźnie.
- Jeszcze raz!- ryknął i przygniótł mnie do ziemi tym jego tłustym ciesielskim- Twoja łapa czy może nawet pazur postanie na Lwiej Ziemi to nie będę tak łaskawy! Dziś kończy się na wygnaniu, a następnym razem skażę cię na śmierć z moich łap! Będziesz konała zalana łzami i prosząca o wybaczenie i oszczędzenie cię,a ja będę cię zabijał i męczył śmiejąc się bez przerwy z takim uśmiechem jakiego najbardziej nienawidzisz.- lew wypuścił mnie, a ja stałam przygotowana do biegu. Chumvi i Sukari nie wiedzieli o co mi chodzi, ale zrobili to samo. Uśmiechnęłam się w stronę Kalamu i splunęłam mu pod łapy. - Zabić ją!!!- wrzasnął, a ja i lwy rzuciliśmy się w wir ucieczki. Stado Kalamu goniło nas, a on na samym czele.

Biegliśmy i płoszyliśmy wszystkie ptaki. Wkrótce zwierzyna łowna też zaczęła uciekać. Tym razem pożałowałam mojej głupoty. Gdzie my się teraz podziejemy? Muślałam biegnąc na oślep. Przypomniało mi się o jednym miejscu, w które zapuszczają się tylko dzielne, a co najważniejsze bezmózgie lwy, które chcą popełnić samobójstwo, ale ja nie chciałam. Wiedziałam jaką wspaniałą i urodzajną ziemię napotkam z moimi towarzyszami, kiedy przebiegniemy te tereny, ale te tereny noszą nazwę... Pustynia! Teraz będziemy musieli ją tylko pejść. Ja, Chumvi i Sukari byliśmy już wykończeni tym biegiem, ale pustynia była już blisko. Napięłam mięśnie co sprawiło, że biegłam trochę szybciej. Sukari, który miał najsłabszą kondycję z naszej trójki powoli był zdobywany przez zachłannych Lwioziemców, ale ja uratuje mu życie. Odwróciłam się w stronę Lwioziemców. Wbiegłam w nich, a oni na rozkaz swojego naprawdę niespecjalnie mądrego władcy zwrócili uwagę na mnie. Kiedy Sukari był już daleko wybiegłam z wiru Lwioziemców. Szybko wyrównałam się z braćmi, ale mi to nie wystarczyło. Wybiegłam przed nich jednocześnie wbiegając kilka metrów za granicę tego niebezpiecznego terenu. Kremowy i czarny wpatrywali się we mnie jak w idiotkę, ale po chwili byli już u mego boku, a lwy z Lwiej Ziemi wrócili narzekając coś po nosami na swój skalny dom.
- Po co my tu?- zapytał Chumvi.
- Po to by dotrzeć do ziemi, na której rządzi moja bliska znajoma Karibu. To niedaleko.- zapewniłam pewna siebie.
- Na pewno?- zadał pytanie Chumvi.
- Jasne.- potwierdziłam zmierzając truchtem przed siebie.
- No nie wiem. Bo wiesz. Tak sobie patrzę za nas, a tu widzę Lwią Ziemię, na której mieszkają lwy, które przed minutą chciały nas zabić. No to patrzę przed nas, a tu oczywiście piasek, piasek i jeszcze raz ten cholerny piasek! To jak optymista patrzę w prawo,a tam też piasek no to lewo: piasek! Naprawdę wciąż uważasz, że to niedaleko?!- krzyczał Sukari.
- Słuchaj mnie teraz-warknęłam- jesteśmy na pustyni by iść na Niebieską Ziemię bo tak nazywa się miejsce, w które zmierzamy. Wiem jest dużo piasku i też go nie lubię, ale zaciskam zęby i mówię sobie w myślach, że mam iść dalej, a nie narzekać bo wiele lwów ma gorzej ode mnie, a kiedy obmyślę plan, aby pójść na jedną z niewielu ziem, które jeszcze się na mnie nie obraziły i nie chcą ukatrupić Bóg wie z jakiego powodu ty narzekasz bo nie chcesz się trochę pomęczyć tak?!- kiedy poczułam, że po moich policzkach ściekła łza odwróciłam się od lwów i uciekłam przed siebie, ale nie biegłam z całych sił. Wiedziałam, że by mnie nie dogonili, a szczerze tego chciałam.
- Zadowolony?!- warknął Chumvi i pobiegł za mną.

Zobaczyłam, że Sukari coś tak powiedział, ale nie słyszałam już co. Kopnął mały kamyczek po czym truchtem podążał za mną i czarnym. Moje policzki były całe mokre od łez. Sama nie wiem z jakiego powodu płaczę, ale wiem, że jest mi naprawdę smutno. Rzuciłam się na piasek ocierając policzki łapami. Kiedy Chumvi dobiegł do mnie położył mi łapę na grzbiecie i mówił jakieś tam słowa otuchy, ale piasek zatkał mi uszy i go nie słyszałam. Sukari dołączył do nas i we trójkę w milczeniu szliśmy przez pustynię.

Narrator:
W tym czasie na Złej Ziemi...
- Co?!-wrzasnęła Villain.
- Widziałam. Na własne oczy. Wema jest z tymi dwoma lwami i odchodzą na... Nie pamiętam jaką ziemię, ale wiem, że czeka ich długa i ciężka  droga bo idą przez pustynię.- mówiła zadowolona z siebie Huruma.
- Brawo. Jednak potrafisz być przydatna.- Villain zeszła ze skałki i weszła do swojej termitiery- Teraz czeka nas ciężka praca...- szepnęła do siebie.

Wema:

Szliśmy kilka minut, a zdawało mi się, że nie przeszliśmy nic. I w rzeczywistości tak było. Oczywiście z cudzysłowu. Przeszliśmy metr, może dwa. Było już późno. Niebo zrobiło się czarne, a gwiazdy nie pojawiły się na niebie. Dziwne bo była już około 23;00. Położyliśmy się i przykryliśmy piaskiem. Zasnęliśmy wszyscy bardzo szybko.

czwartek, 26 maja 2016

Prolog

Czaiłam się w trawie. Obserwowałam każdy, najmniejszy ruch mojego celu, który za chwilę stanie się moim obiadem. Tłusta gazela odłączyła się od swojego stada. Poczołgałam się do niej bezszelestnie. Napięłam mięśnie i przygotowałam się do skoku. Skoczyłam na nią. Wpatrywałam się w przerażone oczy gazeli i już miałam wbić pazury w ciało roślinożercy, kiedy poczułam palący ból w brzuchu. Rogi jakiejś gazeli, której pewnie wcześniej nie zauważyłam wbiły mi się delikatnie w brzuch. Upadłam obejmując się łapami w miejscu ran. Mój obiad razem z resztą swojego stada uciekł, aż się za nimi kurzyło. Zerknęłam na brzuch i zobaczyłam kilka niewielkich kropel krwi spływających po moim ciemno żółtym futrze. Wstałam i spojrzałam na polujące lwice z Lwiej Ziemi. Tym cholernym dziwaczką wszystko się udaje! Polują, aż prawie wybijają całe stada i ofiary nic sobie z tego nie robią! Nie bronią się wzajemnie przed nimi, ale nie chcą by Złoziemki miały co jeść! Zgadza się. Jestem ze Złej Ziemi. Moja królowa wysłała mnie na polowanie. Ach... Wracam z pustymi łapami... Znowu. No nic. Wracam. Szłam po pięknej, zielonej trawie. Pachniało najróżniejszymi kwiatami. Raj na ziemi! Tak wspaniale. Zamknęłam oczy dając muskać się po futrze letniemu wiaterkowi. Nagle usłyszałam złamany patyk. Otworzyłam przerażona oczy i spojrzałam pod siebie. Byłam u celu mojej podróży. Złej Ziemi. Wysuszone badyle, popękana ziemia i palące słońce. Codzienność na ziemi, którą całe stado nazywają ,,domem''. Spojrzałam na małą moskitierę- mój dom. Mieszkam tam razem z moją przybraną matką- Hurumą, przybranym ojcem- Kambo i przybranym bratem- Jami'm. Jami był ode mnie o wiele młodszy. Ja byłam dorosła lwicą, a on dopiero co wchodzącym w wiek nastoletni lwiątkiem. Nie znam mojej prawdziwej rodziny. Chociaż pamiętam jedną scenę z mojego dzieciństwa. Żółta lwica trzymała mnie w łapach i z uśmiechem oglądała. Obok niej stał jakiś brązowy lew o czarnej jak węgiel grzywie. Nagle do jaskini, w której mieszkaliśmy weszła jakaś bordowa lwica. Moja matka położyła mnie na ziemi i przytuliła się do ojca. Oglądała mnie, a po chwili złapała mnie w pysk i odbiegła. Spojrzałam ostatni raz na moich rodziców. Lwica, która mnie porwała teraz była moją królową- Villain. A teraz powrót do teraźniejszości.  Przełknęłam głośno ślinę i weszłam do największej termitiery. Dom królowej i króla- Chil'a Kiedy władczyni zobaczyła mnie z pustymi łapami od razu wyciągnęła mnie na zewnątrz. Warczała na mnie.
- Czy ty myślisz, że wyżywienie tych głodnych pysków jest proste?!- warknęła na mnie.
- Wiem, że nie jest, ale nie udało mi się...- tłumaczyłam się.
- Akurat! Na pewno leżysz tam i nic nie robisz, kiedy stado narzeka mi nad głową, że jest głodne! Moja praprapraprapraprapraprapraprapra babcia Zira miała syna- Kovu. Zdradził stado, ale codziennie przynosił im tyle jedzenia, że umierali! Ale nie z głodu, a z przejedzenia! Nie możesz być jak on!? Stado zdycha, a ty się bawisz! Nie było cię chyba z dwie godziny, a nawet marnego kawałka mięsa nie przyniosłaś!
- Przepraszam...- zakrywałam łapami głowę i upadłam na ziemię.
- Cicho! Kovu nigdy by tak nie postąpił!!! Nigdy! Słyszysz mnie!?
- Zakochałaś się w tym Kovu czy co!- zerwałam się na równe łapy. Tym razem przesadziła.
- Jak śmiesz!- wrzasnęła. W tym momencie wokół nas zebrało się całe stado, a ona uderzyła mnie łapą w pysk. Odleciałam na kilka metrów. Zerknęłam na mojego narzeczonego- Duni'ego. Wogule go nie kochałam, ale Huruma kazała mi za niego wyjść.- Zabić ją!- krzyknęła po chwili milczenia Villain.

Stado rzuciło się na mnie z pazurami. Z początku próbowałam się bronić, ale kiedy zobaczyłam moją byłą najlepszą przyjaciółkę- Uhaini załamałam się. Przestałam walczyć, ale za to krzyczałam wniebogłosy. Stado niemiłosiernie rozdzierało mi skórę. Duni złapał mnie za kark, a Jami próbował wgryźć mi się w gardło, ale usłyszeliśmy donośny ryk. Zobaczyłam kremowego lwa o czarnej grzywie. Stado rzuciło się na niego. Próbowałam uciec, ale kiedy Villain to zobaczyła skoczyła na mnie i zaczęła wbijać pazury w mój grzbiet. Zamykałam oczy, kiedy znowu słychać było ryk. Na przeciwko mnie stał czarny lew z kremową grzywą. Villain zuciła się na niego dając mi spokój. Ciekawe jakie mają oczy... Niestety nie mogę ich zobaczyć bo mają mocno zaciśnięte powieki. Odwróciłam łeb w stronę kremowego lwa. Stado opadło z sił. Położyli się na ziemi oczekując najgorszego. Lew otworzył oczy. Czerwone niczym ogień.
rozglądał się z zaniepokojeniem za mną. Kiedy kurz zasłaniający mnie opadł podbiegł do mnie. Ja znowu spojrzałam na czarnego. Villain położyła się tak jak stado. Wstałam pośpiesznie. W końcu oni mogą chcieć mnie zabić! Biegłam w stronę Lwiej Ziemi. Zimny pot spływał po moim futrze, gdzie nie gdzie miałam posklejaną krwią sierść. Kiedy dotarłam do mojego celu- obszernej jaskini spojrzałam za siebie. Te dwa lwy, które uratowały mi życie biegły za mną cały czasz takimi wkurzającymi uśmieszkami! Ale zaraz, zaraz... Czy ja w ogóle kiedy kol wiek takie widziałam?


Zbliżali się coraz bardziej z każdym susem. Przewróciłam oczami z pogardą. Usiadłam czekając, aż do mnie dotrą. Ledwo co wyhamowali, ale na całe szczęście przewidziałam to i odsunęłam się w prawo. Otrzepali się z kurzu i usiedli na przeciwko mnie. Przyglądaliśmy się sobie z zainteresowaniem, aż w końcu uległam ich pytającym spojrzeniom i rzuciłam bez dłuższego zastanowienia:
- Jak macie na imię? Bo ja jestem Wema- udawałam w ogóle nie zainteresowaną, ale na prawdę ciekawość zżerała mnie od środka.
- Ja jestem Sukari.- odpowiedział kremowy.
- A ja Chumvi.- dopowiedział czarny.- Jesteśmy rodzeństwem.-wyjaśnił po chwili.
- Aha.- odpowiedziałam krótko.
- Mamy jeszcze trzy siostry.- rzucił bez zainteresowania Sukari.
- Właśnie.- przytaknął Chumvi.- Tylko, że my ich nie znamy.- Lew zwiesił głowę.
- Nasza matka urodziła pięć lwiątek. Mnie, Chumvi'ego i trzy lwiczki. Byliśmy najsłabsi z miotu. Dlatego matka nas porzuciła.- Sukari mówił o tym jakby opowiadał jakąś zmyśloną bajkę, a Chumvi z każdym słowem brata wbijał coraz bardziej wzrok w ziemię.
- Nie nazwałbym tego porzuceniem, a- czarny energicznie podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Dla mnie ta chwila mogłaby się nie kończyć. Jego błękitne oczy wyglądały jak najczystszy ocean, w którym mogłabym utonąć. Ale chwila moment. Wema żadnych uczuć!- próbą zabicia.
- Właśnie.- wtrącił kremowy, kiedy zobaczył mnie i Chumvi'ego.- To chciałem powiedzieć.- zadowolony wypiął pierś jak na niego spojrzałam. Czarny wciąż się we mnie wpatrywał dlatego dostał mocnego kuksańca w bok od brata. Od razu się rozbudził.- Wrzuciła nas do wodopoju, byśmy się utopili. Jednak kiedy zatapialiśmy się w wodzie przechodziła pewna lwica. Gdy nas zobaczyła wyłowiła nas z wodopoju i zamieszkaliśmy na Gwiezdnej Ziemi. Jak byliśmy nastolatkami rozpętała się tam wojna z Księżycową Ziemią i ona zginęła podczas jednej z licznych bitew. Odeszliśmy i od tamtej pory wędrujemy gdzie popadnie.- lew zakończył opowieść. Co dziwne wciągnęłam się w nią.
- Jak miała na imię ta lwica?- zadałam pytanie zupełnie tego nie świadoma. Wema nie wtrącaj się w ich życie! Twoje zasady przy nich parują! Jakim cudem?!
- Farasi.- odpowiedział Chumvi. Coś mi to imię coś mówi... Ale co?
- Aha.- odpowiedziałam znowu obojętnie. Juhu!- Muszę tu zostać.
- Chyba jesteś ze Złej Ziemi tak? A z tego co wiem Lwia Ziemia, na której aktualnie przebywamy i Zła Ziemia to nie są najlepsi przyjaciele. A z tego co wiem ja wiem wszystko.- Sukari wypiął dumnie pierś. Ale mnie to wkurza!
- Tak, to prawda, ale w tym miejscu jestem bezpieczna.- zapewniłam.- Król tej ziemi-Kalamu pozwolił mi tu mieszkać kiedy tylko chce.- uśmiechnęłam się pogardliwie.- Możecie już mnie zostawić.
- Skąd!- krzyknął Sukari.
- Te lwice pewnie się gdzieś w pobliżu czają.- Chumvi rozejrzał się teatralnie.
- Aha.- odpowiedziałam. Nie wieże, że sobie nie pójdą!- Jeśli bardzo chcecie.

Lwy przytaknęły energicznie i wskoczyły jednym susem do jaskini. Przekręciłam oczami i położyłam się jak najdalej od nich. Nim się obejrzałam już spali. Z resztą ja też.
***
Witam! Prolog w końcu za mną. Założyłam tego bloga, ale nie wiem czy na pewno będę go prowadzić. Jeśli nie to go usunę. Mam nadzieję, że się wam podoba.